15.10.2015

Zakontraktowane życie - pierwsze uderzenie

15/10/2015

Okazuje się, że samoloty do Abu Dhabi wcale nie są tak przepełnione jak mogłoby się wydawać. Obecny czas sugerowałby może podróż w innym kierunku ale rozglądam sie dookoła i ze spokojem stwierdzam, że jest jeszcze kilku wariatów na tym świecie. A zatem co czwarte miejsce jakaś sympatyczna twarz, jakiś cel, jakaś historia. Po raz pierwszy przespałam start może z przesilenia ostatnich dni i tygodni, może na wspomnienie lotniskowego pożegnania a może po prostu przywykłam.

Zapewne nie wiem jeszcze co to znaczy byś kontraktowcem pełna gęba i może niekoniecznie chciałabym się dowiedzieć. Z tego jednak co wiem to dzień do dnia podobny, kiedy opadnie pierwsza adrenalina, praca nad materiałem, lekki stres związany z nowym miejscem, pozostaje pewien schemat, niezmienny i to pewnie od człowieka zależy czy przekuje to na pozytywny konkret czy też nie.

Przygoda przygodą, praca pracą ale to wszystko razem tworzy taka spójna dla mnie przestrzeń w której przede wszystkim mogę realizować siebie zarówno jako muzykanta i podróżnika entuzjastę.

Ale chwila chwila ktoś może sobie zadać pytanie w ramach niby czego Iwaniec pojechała do Emiratów i niby co dokładnie ona tam robi bo jak wiedzą Ci którzy mnie znają rzeczy dzieją się u mnie dość niespodziewanie i niekoniecznie ze zrozumiałych dla wszystkich pobudek.
Otóż mój przylot tutaj był splotem zbiegów okoliczności i przypadków. A może własnie zaplanowanym z góry faktem który za moim przyzwoleniem stał się rzeczywistością. Szybkie decyzje, kilka rozmów ale przede wszystkim wewnętrzne pragnienie i chęć sprawiły że jestem gdzie jestem czyli w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a konkretnie w Abu Dhabi. Jedni mówią ze to szaleństwo inni ze strach jeszcze inni ze tez by pojechali ale nie mogą. Ja twierdze, że jest jak jest. Jest jak ma być, a ja z każdym dniem czuje ,że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie - choć z tą właściwością czasu można by zapewne polemizować.

Przyjechałam tu ze względu na możliwość pracy. Decyzję musiałam podjąć bardzo szybko i tak też zrobiłam. Nie posiadając szczególnie wnikliwej wiedzy i szerokiej informacji (z kim, co, gdzie) po raz kolejny zamknęłam drzwi od mieszkania, spakowałam walizkę, pożegnałam bliskich i wsiadłam w samolot. Ryzyk fizyk.

Zaproszenie w stylu pakuj szpilki, kapelusze, sukienki i wsiadaj w samolot najlepiej jutro. Czekamy na Ciebie my i czeka na Ciebie scena brzmi jak marzenie przynajmniej dla mnie. Jednak nie wszystko złoto co się świeci i tego trzeba być świadomym żeby nie być druzgocąco zaskoczonym. Pierwsze dwa miesiące przebywania na kontrakcie dały mi w kość. Zarówno pod względem częstotliwości pracy jak i stylem życia daleko wybiegającym poza życie na walizkach. Hotelowe warunki, jedzenie są dobre na moment jednak kiedy perspektywa pobytu jest długa to wymaga to sporych umiejętności dostosowawczych.

W szczegółach (dla zainteresowanych) godząc się na warunki kontraktu godzimy się na bardzo specyficzny tryb życia który wymaga od człowieka wielkiej samodyscypliny i wewnętrznej siły. 6-cio dniowy tryb pracy dla wokalisty jest szczególnie trudny bo jakby nie patrzeć nie bardzo jest kiedy zregenerować bolące gardło dlatego najlepiej zupełnie nie dopuszczać do infekcji przez szeroko rozumianą profilaktykę (Myślę, że dla chętnych wokalistów miałabym kilka tajemnych mikstur które warto znać i stosować)

Godziny pracy również narzucają konieczność organizacji dnia inaczej niż w trybie dziennym. Sen przypada na godziny wczesno-poranne a zatem i czas wstawania przesuwa się nieprzyzwoicie w czasie.

Kolejna sprawa, jedzenie którego jest tu pod dostatkiem dostępne jest o każdej porze a wiec jak się domyślacie moja silna wola nie zawsze jest wystarczająco silna. Pogoda 35-45 stopni i duża wilgotność nie sprzyjają ruchowi. Właściwie nie sprzyjają nawet wyjściu z hotelu. Jedynie siłownia jest pewną alternatywą którą warto eksploatować maksymalnie często. Trzeba też wiedzieć, że przebywając kilka miesięcy w jednym miejscu jemy też dość mało zróżnicowanie. Efekt jest taki, że po 3 miesiącach czuję pewien niedosyt w minerały i produkty które w domu je się w tzw międzyczasie a tu ich po prostu nie ma lub trzeba się o nie postarać.

Kontrakt to coś w rodzaju pola bitwy z którego można wyjść albo zwycięsko z głowa pełna nowych doznań i pomysłów lub zupełnie przegranym, zmęczonym i niezadowolonym. Mój wybór padł rzecz jasna na opcje pierwszą a zatem robię co mogę by z Tego czasu wynieść jak najwięcej skupiając się raczej na możliwościach niż ich braku. A możliwości jest wiele, oprócz wschodów i zachodów nad zatoka Perska, można również wybrać się na pustynie którą to jeszcze 40 lat temu Abu Dhabi było pochłonięte. Można również z zapamiętaniem wdychać spaliny na jedynym w swoim rodzaju torze Formuły 1. Pospacerować wśród wspaniałości architektonicznych. W między czasie doświadczając egzotyki smakowej, zapachowej i kulturowej na każdej płaszczyźnie życia. Przed nami oczywiście Dubaj, parki wodne, meczety etc. Wszystko w zależy od preferencji i determinacji.

Życie w hotelu odciąża człowieka z wszelkich podstawowych czynności które organizują w pewien sposób życie. Po miesiącu łapie się na tym ze przekładam tych swoich kilka rzeczy z jednego na drugie miejsce szukając namiastki czynienia porządków lub tak zwanego krzątania się. Nie bardzo właściwie jest przy czym-gdy kiedy wracasz z kolacji Twoje łóżko jest zaścielone, łazienka umyta-kuchnia wyposażona. To doprawdy świetna sprawa jednak odziera z aktywności do której jesteśmy przyzwyczajeni. W poszukiwaniu przestrzeni człapie kilka kroków w kierunku pobliskiego parku i zasiadam na ławce sapiąc, dysząc jako że klimat jest faktycznie tropikalny-do tego duża ilość samochodów, spalin, i budynków spoza których od czasu do czasu uda się zobaczyć niebo. Życie tutaj zaczyna się tak naprawdę po zmroku czyli ok godziny 18 wówczas całe rodziny kumulują się w opustoszałych za dniach placach zabaw, ławkach, ścieżkach zdrowia.

Kiedy tylko nachodzi mnie myśl, że może za dużo tego śpiewania, tych obolałych nóg i gardła , zawsze przywodzę na myśl przesympatycznych Panów ochroniarzy, kelnerów, ekipę sprzątającą którzy bez mrugnięcia okiem pracują 7 dni w tygodniu od 8 do 8. Być może są wśród nich tacy którzy chcieliby zmienić ten stan rzeczy jednak żaden z nich się nie skarży, nie szuka nie okazuje niezadowolenia. To godne naśladowania i podziwu jednak wolny poniedziałek to dla mnie dzień wyczekiwany głównie tez dlatego, że jest to czas kiedy jest szansa na wybycie z miasta. Wyrwanie się z hotelu. I tak osiadając już w tej Emirackiej rzeczywistości na pierwszy ogień wyznaczyłam sobie Wielki Meczet Sheikha Zayed. Wszystkie szczegóły, zachęty i doświadczenia w kolejnym wpisie, a tymczasem pozdrawiam Was gorącym słońcem.

The Blue Bird