12.10.2015

Piaski pustyni

12/10/2015 Abu Dhabi

Powrót na pustynię napawa mnie pewnym podekscytowaniem i radością. I choć nie jestem wytrawnym pustynnym wędrowcem to czuje jakbym wracała w miejsce mi bliskie. Moja pierwsza pustynia Rajastanska (czytaj tutaj) zrodziła we mnie szereg refleksji a w efekcie pogłębiła moje uznanie dla ludzi którzy mierzą się z nią codziennie. Mój powrót na pustynie wiąże sie również z tym że moje pustynne imię Marija pozostawione w Indiach dziś mogę znów na siebie włożyć i cieszyć się nim przez cały czas trwania tej przygody. Z imieniem wiążą się wspomnienia, ludzie miejsca i swojego rodzaju przemiana. I choć natura mojej dzisiejszej wyprawy jest zgoła inna niż ta sprzed kilku dobrych miesięcy to dziś znów czuje ze ruszam w podróż. Mam notatnik, oczy gotowe do patrzenia, uszy do słuchania i głowę pełną dobrych myśli. Jestem spokojna i szczęśliwa.

Przygoda zaczęła się szalonym rajdem. Wspaniała rzecz, szybka prędkość, imponująca brawurowa jazda. Rozrywka nie dla wszystkich. Kierowca wykazał się jednak zrozumieniem i w trosce o tych wrażliwszych zarządził kilka przerw. Fakt jest taki, że telepie niemiłosiernie. Kilka wytwornych angielskich pań w kapeluszach chcących przeżyć przygodę życia lub po prostu coś ekscytującego skończyła rajd na zielono w jednym zbiorczym samochodzie. Ja jednak byłam wniebowzięta każdym ponownym zjazdem i wjazdem. Na dokładkę i poprawkę wsieliśmy jeszcze na kłady i już na własną rękę ruszyliśmy w swoją stronę. Piękna sprawa. Wiatr we włosach, piach i jak tylko Cię fantazja poniesie i odwaga pozwoli ciśniesz ile sił w kładzie. Przeżycie warte przeżycia nawet jeśli owiane lekką komercją. Tak więc póki mamy żywioły do dyspozycji to warto je eksplorować na każdy możliwy sposób.

Wielką przyjemność sprawiła mi możliwość zrobienia sobie henny. Tak bardzo ją lubię ze udało mi się wyciągnąć od Pani kilka kolejnych tajników właściwego nakładania. Obie byłyśmy zadowolone z efektu naszego spotkania.

Zderzenia światów i ich wizualne odzwierciedlenie zawsze wprowadza mnie w stan ekscytacji i niedowierzania. Jeden z takich obrazków to np. dwadzieścia białych samochodów terenowych zatrzymuje się na środku pustyni , wypluwając z siebie gromadę turystów w kolorowych chustach, krótkich spodenkach i obowiązkowo z aparatem lub telefonem w ręce. Wszystko okraszone głośnymi śmiechami i wymianą doświadczeń z przed chwilą przeżytego rajdu. Nieopodal kilkanaście wielbłądów Bogu ducha winnych nie wie jeszcze co je czeka. Kiedy już wszyscy orientują się po co tu są obskakują owe wielbłądy i na potęgę trzaskają zdjęcia, z lewej z prawej, z dołu z góry. Co niektórzy , bardziej brawurowi podchodzą blisko wykazując się prawdziwa siłą charakteru. Kiedy już ilość zdjęć i ujęć zdaje się być wyeksploatowana atmosfera spada do 0 i wśród owej grupy można dostrzec pewne znudzenie a wręcz zniecierpliwienie w oczekiwaniu na kolejny punkt programu. Nikt nie zwraca uwagi na to, że nieopodal w cieniu chatki z liści siedzi dwóch pustynnych ludków dla których wielbłąd to jak dla nas świnia a wiec z rozbawieniem patrzą na to zajście , chichrając się i szturchając co rusz. Nikt nawet nie zainteresował się tym jak Ci ludzie mieszkają. Z czego i co jedzą, co mówią ich twarze. No tacy jesteśmy. Większą wartość ma dla nas orientalnie wyglądające zdjęcie niż trwająca chwila. Takie czasy :) Żeby była jasność, nie ma w tym nic złego - każdy widzi i przeżywa na własną miarę. Każda jest dobra. Dla mieszkańców pustyni to nawet lepiej bo gdyby nie te wielbłądy to zapewne Oni musieliby stanowić aspekt orientalny na tych setkach zdjęć, a tak to tylko na jednym:) Poniżej orientalnie wyglądające zdjęcia, jedno nawet brawurowe :)

Oderwaliśmy sie od pracy na jeden dzień, w powietrzu jeszcze unosi sie dym z shishy, ostatnie dźwięki arabskiej muzyki, ostatni taniec brzucha, a ja w oddali znów wiatrem gwiżdżące słyszę swoje imię i wiem ze już chwila dzieli mnie od pożegnania. Marija musi tu zostać i choć brzmi to ckliwie, może nawet jest w tym jakiś śmieszny patetyzm to mój sentyment do Niej jest prawdziwy, a powrót pewny. A zatem jeszcze ostatnie spojrzenie w pustynne bezgwiezdne niebo, ostatni wdech, ciepły piach pod stopami i znów trzeba wracać...

The Blue Bird