22.01.2016

Samotności smak

Czy doświadczasz w swoim życiu samotności? Może jest tak , że bycie samemu kojarzy Ci się jednoznacznie źle bo ten stan wywołuje w Tobie poczucie pozostawienia czy zapomnienia. W konsekwencji wciąż szukasz towarzystwa, chcesz otaczać się ludźmi szumem, niejednokrotnie są to tylko pozory „bycia”, pozory współistnienia.

Samotność jest nieodłączną częścią życia. Taką sama jak radość, smutek, ekscytacja, pragnienia. Mam jednak wrażenie, że bardzo niedocenianą. Spychaną na boczny tor i wypieraną przez większość jako złą, niepożądaną, a wręcz wstydliwą. Pragnienie akceptacji i współuczestniczenia w życiu społecznym jest polem bitwy już od najmłodszych lat. Zaczyna się na podwórku przed domem, ewoluuje do szkolnych korytarzy, kół studenckich i niejednokrotnie jako dorośli nadal walczymy o to by być ważnym, lubianym, nieobojętnym.

Nikt nie chce być sam i mało kto mówi o tym, że jest tez dobra samotność. Samotność która w moim odczuciu jest konieczna do tego by stawać się świadomym, dojrzałym i niezależnym od opinii innych ludzi człowiekiem.

Taka która choć trudna wyprowadza dobro. Często nieuświadamiamy sobie tego, że boimy się zostać sami bo wtedy wychodzą nasze prawdziwe oblicza. Zostajemy przed sobą "saute" - zalęknieni, niespójni, zakompleksieni, niepewni, zasmarkani. Po prostu w opłakanym stanie.

W tym wymiarze towarzyszenie sobie samemu rzeczywiście może być straszne -na pewno na początku. Patrząc na siebie w takim stanie wolimy ubrać się w makijaż, sukienkę, sięgnąć po telefon i wrócić do gry. Z uśmiechem na twarzy zaczerpnąć klubowego powietrza i stwierdzić, że znowu mamy to czego tak bardzo potrzebujemy - ludzi którzy dostarczą nam poczucia wartości. Jak to jest, że często wystarczy nam, że to będzie ktoś obcy, ktoś kto nie ma znaczenia dla nas jako tako ale z niewyjaśnionych powodów jego opinia będzie dla nas ważna, budująca. Wyniesie nas do tego stanu który zakamufluje nasze wewnętrzne zostawione przez nas samych na pastwę losu zapłakane Ja.

Dlaczego towarzyszenie sobie samemu jest aż takie straszne? dlaczego wolimy słuchać o cudzych problemach, zawiłościach życiowych, potrafimy je rozumieć często doradzić. Wydaje nam się wtedy, że stajemy się ważni, całkiem do rzeczy. Kiedy jednak mamy zostać ze sobą samym i stanąć przed własnymi zawiłościami wówczas szukamy jakiegoś wyjścia awaryjnego. Źle się czujemy. Zwalamy ten stan na to że samotność jest po prostu zła. Że mamy taki charakter ze lubimy z ludźmi, w grupie.

Nie chcemy przyznać że ten zapłakany Jaś, Karolinka czy Zdzisiu jest właśnie prawdziwym obrazem mnie samego. Pozory zostawione na parkiecie rozprysną się w mgnieniu oka bądź tego pewien a my prędzej czy później wrócimy do zasmarkanej chusteczki.

O jakiej samotności więc mówię i dlaczego jest ona według mnie konieczna i dobra?

Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłam bycia w pojedynkę, sama ze sobą. Czasem z własnej nieprzymuszonej woli a czasem dlatego, że takie jest życie. Nie zawsze tego chciałam i nie zawsze było to proste. Z biegiem czasu zrozumiałam, że samotność jest niejako wpisana w żywot człowieka i , że nie chce ani z tym walczyć ani tego unikać. Chciałam być w tym stanie tak samo szczęśliwa i zadowolona jak w przypadku bycia z moimi przyjaciółmi. Przepracowywałam ten temat mierząc się z sama sobą i swoim zasmarkanym Ja. Z perspektywy czasu mam głębokie przekonanie co do tego że najistotniejszy wzrost jakiego kiedykolwiek doświadczyłam odbywał się właśnie w samotności.

Z moich obserwacji wynika również, że aby ten wzrost nastąpił konieczne jest złożenie broni i zaprzestanie walki. Pozwól sobie na samotność. Nie myśl, że coś Cie omija, że tracisz. Że za oknem życie rwie do przodu a Ty sam, w ciszy, zastoju. Taki zastój jest niejednokrotnie dźwignią która wyniesie Cie dalej niż mógłbyś oczekiwać. I uwierz mi nie musisz robić nic. Wystarczy, że nie będziesz zapychał swojej samotności pozorami, ludźmi, imprezami. Wystarczy, że zostaniesz bez pośpiechu i spojrzysz na siebie jak na kogoś bliskiego, z wyrozumiałością i miłością.

Jest to zadanie bardzo trudne choć brzmi jak banał. W dobie wyzierających zewsząd mądrych cytatów, przewodników „jak żyć” i planów treningowych . W czasach kiedy trener osobisty fizyczny i psychiczny (z dyplomem Akademii Pana Kleksa z amerykańskiego „coach”) plasuje się najprawdopodobniej wyżej niż w-fista czy psycholog drąży nas pokusa żeby więcej, szybciej bardziej efektywnie. Żeby ktoś za nas odwalił kawal roboty.

Nikt nie przepracuje za Ciebie tych dwustu stron jeśli ty tego nie zrobisz. Nikt nie wybiega za Ciebie tych kilometrów jeśli sam nie staniesz na bieżni. Nie daj się tym pozorom możliwości. Sentencjom które brzmią jak objawienie ale oprócz walorów estetycznych nie wnoszą w Twoje życie nic.

Nie narzucaj sobie rygoru, kolejnej książki, treningu, spotkania. Odpowiedz sobie na pytanie czy to naprawdę Ciebie rozwija i jaką ma to wartość kiedy nie wiesz z kim tak naprawdę walczysz i dlaczego. Zostań sam. Bez książek, bez rygoru, bez treningu. Zostań sam i uznaj , że nie jest to czas stracony choćbyś nie zrobił nic. Jeśli będzie Ci ciężko to przetrwaj. Pozwól sobie na ten dyskomfort. To jest ważne. To jesteś Ty. W tej niewygodzie bycia ze sobą. Myślę, że świadome wychodzenie na „pustynie” może z czasem wygenerować w Tobie pewność i siłę której nie wyczytasz w żadnej książce ani poradniku. Gdybyś pozwolił sobie na oswojenie się ze sobą to może z czasem Twoje Ja na imprezie i Twoje ja w czterech ścianach nie byłoby takie różne od siebie. Może „bycie sobą” nabrałoby zupełnie nowego znaczenia. A czas osamotnienia który nas w życiu jeszcze niejednokrotnie dopadnie będzie dla Ciebie łagodniejszy, będzie dla Ciebie szansą i przyjacielem.

Mam przeświadczenie, że choć umiejętność bycia samemu jest tylko elementem stawania się to jest to element kluczowy dający gwarancje pełnego i radosnego partycypowania w grupie.

Enjoy your moments!

The Blue Bird