04.07.2018

Przestań brać! Ku wolności

Odrywanie się od swoich oczekiwań względem ludzi to proces żmudny i w pierwszej fazie mało przyjemny.

Oczekiwania bowiem to jasno sformułowane (te świadome i nieświadome) wyobrażenie na temat tego co chcemy uzyskać od drugiej osoby czy generalnie świata.(definicja własna, proszę być krytycznym) Spełnione, rodzi zadowolenie, radość i szeroko pojmowane poczucie „szczęścia”. Natomiast niespełnione powoduje smutek, rozczarowanie i szeroko rozumiane poczucie nieszczęścia. Z tej właśnie przyczyny kreujemy ludzi i sytuacje wokół nas tak, aby pasowały do naszej układanki.

Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, zamiast ćwiczyć się w umiejętności przyjmowania świata i ludzi takimi jakimi są, najczęściej kierujemy swoją energie w de-formacje, zmienianie lepienie, nadrabianie, naciąganie rzeczywistości do naszych wydumanych pomysłów. No i po co?

Och jakże wielu z nas wciąż czuje presje, że nie może być sobą (o ile wie kim jest) bo Ten z boku na pewno nie byłby z tego zadowolony. Och, jakiż błąd. Jakie niedopatrzenie. Jeszcze częściej, jesteśmy tym kimś „z boku”. A nierzadko, jednym i drugi. Oczekujemy i jest od nas oczekiwane. Jakie to  ludzkie- powiemy. Niemal konieczne. Karmiąc się takim przekonaniem, uznajemy, że szczęście, przychodzi i odchodzi wraz ze spełnionymi lub zawiedzionymi oczekiwaniami.

Tu jest przyjacielu odpowiedz na pytanie, dlaczego tak często jesteś po prostu nieszczęśliwy, a przecież nic nie zrobiłeś. Wszystko jest jak było, z ta różnicą, że "wtedy" czułeś sie dobrze, a teraz źle.

Inni zrobili lub nie zrobili, zrozum!

Spójrz, wystarczy, że ktoś zrealizuje Twój pomysł, odpowie gestem którego pragniesz, powie to co chciałeś usłyszeć, okaże Ci aprobatę i świat taki jakiś piękniejszy. Już zapewne wiesz co stoi po drugie stronie? Co się dzieje kiedy ktoś powie coś innego niż chciałeś usłyszeć, spojrzy chłodniej, urazi… kiedy to zrozumiesz i zaczniesz dostrzegać, jest szansa, że krok po kroku, sytuacja za sytuacją będziesz stawał się wolny. Wolny! To jest możliwe!      

Nieśmiało jeszcze ale jednak twierdze, że każda taka sytuacja płynąca z zewnatrz, która wprawia nas w dobre samopoczucie to narkotyk. Pozwalamy mu płynąc w żyłach, a bez niego odczuwamy nieokreślony brak. O ile tego nie zrozumiemy, będziemy tego potrzebować, będziemy generować i będziemy od tego uzależnieni. Będziemy szukać akceptacji na zewnątrz, będziemy domagać się pochwał, będziemy niespokojni, wciąż szukając źródła dobrego samopoczucia poza sobą.

Powieje banałem, trudno „ szczęście (pokój) jest w Tobie”. Tak długo jak będziesz szukał na zewnątrz tak długo będziesz odbijał się od euforii i depresji. Na zmianę, w zależności czy będą Ci grać tak jak będziesz tego chciał czy nie.

Jeśli nie złapiesz tego motywu, to nic Ci nie pomoże. Ani fakt, że przeorganizujesz swoje życie, ani dobra praca, ani spełnione oczekiwania rodziców i środowiska, ani sukces, ani znalezienie żony, męża i założenie rodziny. Nic. To nie są rozwiązania na całe życie. To jak przeskakiwanie rozdziału. Ważnego rozdziału. Twój pokój nie zależy od tego co zrobisz ale od zrozumienia. Jak zrozumiesz, to co by nie było, czego byś nie zrobił i czego nie zrobiliby wszyscy dookoła, Ty będziesz nie do ruszenia. Wewnętrznie spokojny no i szczęśliwy. Jak skała yeaaahhh :)

No i teraz powrót do stwierdzenia, że nie jest to łatwe, a czasem kurde nawet zacina po twarzy. Jest taki moment kiedy juz łapiesz. Wiesz o co chodzi. Już rozumiesz, że to jest właściwa droga i że należy te swoje oczekiwania ukrócić. Wyrwać. Pozbyć się. Bezpowrotnie wykorzenić. Zalać chemią.

Wiesz ale jeszcze nie czujesz. Twoje wyuczone i głodne emocje domagają się tych bodźców. Wówczas, można się naprawdę skichać. Doświadczasz w sobie konfliktu na takim poziomie,  że nawet nie da się o tym mówić bo po prostu może się on wydawać abstrakcyjny ( w sumie to może on i jest abstrakcyjny). Trochę chciałbyś się jeszcze ponapawać, pozwolić sobie na doraźny zastrzyk przyjemności, a trochę już wiesz, że nie niesie on nic wartościowego. Hmm tak naprawdę to ciągle jeszcze masz nadzieje, że to się da jakoś uratować, że może nie trzeba tak totalnie z tego rezygnować.

No i tak sobie wyobrażam walkę i wychodzenie z wszelkich nałogów. Może jest to trochę inne kiedy dany nałóg jest powszechnie uznany za normę. Ale tak czy inaczej jeden pies.

Ale spokojnie, kiedy rozumiesz po co to robisz, to jest to fascynujące doświadczenie. Trudne ale straaasznie ciekawe. Wiesz, że za tymi drzwiami roztacza się inna rzeczywistość. Dobra rzeczywistość. I tam idziesz. I to ma sens.

I nastaje taki dzień kiedy budzisz się rano, wsiadasz na rower i czujesz wewnątrz, że Twoja radość, beztroska i szczęście zależy zupełnie od niczego i nikogo. Prościej, że nic nie jest w stanie wpłynąć na Twój wewnętrzny stan.

Aprobatę przyjmujesz ale bez niej nic nie byłoby inne. Wszystko byłoby tak samo. Może być, może też jej nie być. Lubisz? Fajnie, nie lubisz? Też fajnie.

Wolność, pokój, zrozumienie. Tak to widzę. I choć słowa nieporadne mogą się wydać stekiem bzdur to jakże praktyczna i warta wysiłku wydaje mi się taka praca nad sobą. Niby abstrakcyjna ale w efekcie rozchodzi się o codzienność, o zwykłą prozę życia. O jakość.

Podziwiam Tych, którzy już „to” mają w jakimś stopniu. Kroczą po tym padole jak chcą, zadowoleni  niezależnie od okoliczności. Proszę mi takiego pokoju i wolności życzyć :)

 

The Blue Bird