27.06.2018

Lament

Każde opłakiwanie straty, opuszczenia, tudzież przeszłości samej w sobie jest czystym użalaniem sie nad sobą. Jest kamuflażem. Próbą obrony swojego wizerunku przed samym sobą (innymi też).

Że jesteśmy wrażliwi, że potrafimy współodczuwać z innymi.  W rzeczywistości udowadniamy, że wolimy bardziej użalać sie, niż być szczęśliwym, byleby tylko ochronić fałszywy obraz siebie. Choć niemal każdy papla znajome „chce być szczęśliwy”. Mało który, rzeczywiście jest w stanie porzucić smutek i żal w imię szczęścia. Dla większości ten smutek to pożywka, której nie chcemy się pozbyć. Dokarmiamy go i nie wyobrażamy sobie życia bez niego.

A zatem większość z nas kłamie. Kłamie, o zgrozo, nawet nie wiedząc o tym. Gdyby bowiem stanąć po stronie prawdy i uznać, że chcemy być rzeczywiście szczęśliwi musielibyśmy odejść. Zostawić . Nie płakać i z uśmiechem spojrzeć w przyszłość. Trudne ? No trudne. Ryzykujemy bowiem ze uznają nas za bezdusznych, gruboskórnych i nieczułych. Tak bardzo boimy sie pozbycia tych poukładanych przez lata iluzji, że tracimy dzień po dniu na absolutnie bzdurne dyrdymały. A życie mija.. mija i nie czeka. Na nikogo. Czy zorientujesz się w porę? żeby choć trochę doświadczyć tej radości? Radości z przyjmowania z takim samym nastawieniem czegokolwiek. Bogactwa i biedy. Odrzucenia i przyjęcia. Śmiechu i łez. Dziwaczne powiesz. Noooo dziwaczne, albowiem nikt tego nie mówi na głos. Nikt tego nie uczy. Mówią za to coś innego. Mówią, że należy mieć pragnienia, że należy za nimi podążać za wszelką cenę. Że uzależnianie od nich swojego samopoczucia jest normalne.

Mówią bądź szczęśliwy ale nie wiedza czym jest szczęście : definicja często kręci się wokół spełnionych marzeń, osiągniętych celów, uzyskania tego czego w danym czasie chcemy, zarówno w sferze materialnej jak i duchowej. Wielu szczęście kojarzy się z dreszczykiem emocji. Czy to aby słuszne koncepcje?

Przecież tuż obok spełnienia stoi niespełnienie,  osiągnięcia - brak osiągnięć, obok dreszczyku emocji - depresja?  A zatem uczą nas, żeby osiągać by być szczęśliwym a jeśli nie osiągamy? To chyba jasne, nie jesteśmy szczęśliwi. To straszna pułapka. Wpadamy w nią na oślep. Ostatecznie pełna cierpienia, ściśniętych żołądków, nocy w poczuciu osamotnienia i pogryzionych paznokci.

(Łatwiej to pewnie zobrazować : wyobraź sobie więc moment w którym coś zostało Ci zabrane, odczuwasz strate, jest Ci smutno. Nie potrafisz zacząć cieszyć sie życiem tak jak cieszyłeś sie zanim te rzecz, osobę, emocję dostałeś.

Czy wyobrażasz sobie, że mógłbyś po tej stracie, poprostu sie uśmiechnąć i znów zacząć czerpać radośc z tych zasobów które akurat masz? Rodzi sie naturalnie jakies poczucie winy, że tak nie wypada, że należy żyć w smutku i żalu bo to wydaje sie uczciwe? względem kogo? Pytałeś kiedyś?

Konflikt, który narasta czasem naprawde może namieszać i wpedzić nas w nie lada kłopoty emojonalne. Nie dośc że stajemy sie cięzarem dla innych to jeszcze siebie rozumiemy coraz mniej. Z jednej strony nie chcemy cierpieć, a z drugiej sami siebie do tego smutku przynaglamy w imię...?

Przecież nikomu nie bedzie lepiej, dlaczego wydaje nam sie że robimy komuś przysługę, że okazujemy komuś należny szacunek cierpiąc smutek. To bzdura. Nikt nie potrzebuje naszego ciepienia. To my sami go potrzebujemy, by jak już powiedziałam wczesniej, obronić fałszywy obraz siebie (wrażliwego, dobrodusznego etc.) Żeby była jasnośc, nie namawiam do traktowania ludzi w sposób przedmiotowy, wesołkowaty i plytki ale do stanięcia w prawdzie o sobie i tym czy naprawde chcemy być szczęśliwi, a co za tym idzie : co tak naprawde nas uszczęsliwia. Mam niejednokrotnie wrażenie, że właśnie ten generowany sztucznie lament. 

Do brzegu. Naprawdę nie mamy zbyt wiele opcji do wyboru.

Możemy albo chcieć wyjść z tego bagienka pozorów (mimo braku poparcia świata zewnętrznego) albo nie. Już same próby postrzegam jako warte podjęcia choć niełatwe. Sama myśl o tym, może zasiać dobro. Takie, które z czasem nabierze konkretnej formy lub zaowocuje wyborem drogi, sposobu myślenia, kierunku.  

 

The Blue Bird